Niedawno poznałem Panią Anitę.
Pani Anita pracuje w jednej z warszawskich spółek zajmującej się m.in. wynajmem długoterminowym samochodów. Pełni funkcję Dyrektora Departamentu Zarządzania Kontraktami. Do jej obowiązków należy m.in. podpisywanie w imieniu spółki umów najmu zawieranych z klientami spółki. W tym celu spółka udzieliła Pani Anicie prokury.
Umowy najmu podpisywane przez Panią Anitę przygotowywane są przez pracowników Działu Sprzedaży (tzw. handlowców), którzy mają bezpośredni kontakt z klientami. Dział kierowany przez Panią Anitę jedynie weryfikuje podpisaną przez klienta dokumentację. Po pozytywnej weryfikacji dokumentacja, w tym umowa najmu, podpisywana jest w imieniu spółki przez Panią Anitę.
Pani Anita nie jest zatrudniona na podstawie umowy o pracę – jest tzw. samozatrudnioną, wpisaną do ewidencji działalności gospodarczej. Podpisała ze spółką umowę zatytułowaną „Umową o świadczenie usług”. Na otrzymywane wynagrodzenie wystawia fakturę VAT.
Sytuacja jakich wiele w strukturach dużych korporacji zawierających masowo umowy z klientami.
Czy taka osoba jak Pani Anita może być uznana za agenta w rozumieniu art. 758 § 1 Kodeksu cywilnego?
Oczywiście, jak już kiedyś pisałem, sama nazwa umowy („Umowa o świadczenie usług”) nie ma tu decydującego znaczenia – zob. Czy przedstawiciel handlowy jest agentem?
Zakładam, że w przypadku Pani Anity mamy do czynienia z rzeczywistym, a nie fikcyjnym samozatrudnieniem, tzn., że umowa Pani Anity nie posiada cech uzasadniających uznanie jej za umowę o pracę w rozumieniu Kodeksu pracy.
W przypadku takich osób jak Pani Anita możliwość uznania ich za agentów zależy od oceny, czy działalność polegająca na prostym podpisywaniu umów spełnia kryteria działalności agencyjnej wynikające z art. 758 § 1 KC. A konkretnie, czy taka działalność może być uznana za „zawieranie z klientami umów w imieniu dającego zlecenie przedsiębiorcy”.
Jak to często bywa, w literaturze prawniczej prezentowane są w tym zakresie różne poglądy.
Zgodnie z pierwszym, dominującym stanowiskiem, proste podpisywanie umów nie stanowi „zawierania umów” w imieniu dającego zlecenie. Wymaga się bowiem, aby zawieraniu umów towarzyszyła działalność polegająca na pośredniczeniu, tzn. oddziaływaniu na klienta w celu skłonienia go do zawarcia umowy.
Jeszcze na gruncie przepisów Kodeksu handlowego o umowie ajencyjnej stanowisko takie zaprezentował Tadeusz Perl w swojej monografii Umowa ajencyjna (Warszawa 1935, s. 30):
[…] działalność ajenta przejawia się w dwóch formach: 1) pośredniczenia w zawieraniu umów na rzecz dającego polecenie lub 2) zawierania ich w jego imieniu (art. 568 K.H.). Charakterystyczną wszakże i istotną dla ajenta jest forma pierwsza t. j. działalność pośrednicząca. Co do drugiej formy to zaznaczyć należy, że wyrażenie kodeksowe, mówiące o zawieraniu umów jest nieścisłe, gdyż powyższą czynność prawną musi poprzedzać właściwa ajentowi czynność faktyczna — pośredniczenie. Działalność czysto prawna, polegająca wyłącznie na zawieraniu umów w imieniu dającego polecenie nie usprawiedliwiałaby, zdaniem naszem, zastosowania do niej przepisów o umowie ajencynej.
W literaturze powojennej podobny pogląd wyrazili m.in. M. Piekarski i J. Jezioro.
Głównym orędownikiem stanowiska odmiennego jest dr Krzysztof Topolewski (UMCS). W swojej rozprawie doktorskiej pt. Cywilnoprawne skutki niewykonania umowy agencyjnej (Lublin 2007) stwierdził (s. 16):
Problem stanowi także kwestia konieczności dokonania przez agenta-pełnomocnika również innych czynności niż złożenie oświadczenia woli w imieniu dającego zlecenie, np. uczestniczenia w poprzedzających zawarcie umowy rokowaniach. Rozwiązania problemu rozszerzenia zakresu uczestnictwa agenta-pełnomocnika w procesie zawierania umowy również na inne czynności zmierzające do zawarcia umowy można poszukiwać w nawiązaniu do poglądu wyrażonego w doktrynie, według którego taki sposób ukształtowania działalności agencyjnej jest traktowany jako możliwość (nie konieczność) w ramach łączenia obu typów działalności agencyjnej (pośredniczenia i przedstawicielstwa). Jest to rozwiązanie w pełni zasługujące na aprobatę. Możliwy jest zatem wniosek, że udział agenta-pełnomocnika w zawieraniu umowy należy przyjąć już wtedy, gdy tylko składa on albo odbiera oświadczenie woli w imieniu dającego zlecenie, które to oświadczenie składa się na stan faktyczny umowy. Podejmowanie innych czynności zmierzających do zawarcia umowy nie jest koniecznym, a tylko możliwym przedmiotem działań takiego agenta.
oraz (s. 42):
złożenie oświadczenia woli wchodzące w skład umowy jest koniecznym i wystarczającym elementem zawierania umów w imieniu dającego zlecenie. Wykonywanie przez agenta innych czynności o charakterze faktycznym, które są niezbędne lub mają charakter pomocniczy w zawieraniu umowy, nie odbierają działaniu polegającemu na składaniu oświadczeń woli w imieniu innej osoby przymiotu zawierania umów w cudzym imieniu. Argumentem jest tu treść art. 758 § 1 k.c, który mówi tylko o „zawieraniu umów” oraz interpretacja tego zwrotu, według której najistotniejszym elementem tego zjawiska jest złożenie oświadczeń woli tworzących umowę.
Jestem zwolennikiem pierwszego ujęcia. Uzasadnienie przedstawiłem w opracowaniu: Pośredniczenie i zawieranie umów jako przedmiot zobowiązania agenta (Studia Prawnicze KUL 2010, nr 1):
[…] tylko taka interpretacja pozwala w racjonalny sposób wyjaśnić, dlaczego przepis art. 758 § 1 k.c. jedynie w odniesieniu do pośredniczenia wymaga, aby miało ono stały charakter, oraz dlaczego jedynie z zobowiązaniem do pośredniczenia przepis ten wiąże element odpłatności. Gdyby uznać, że zobowiązanie do zawierania umów może polegać wyłącznie na składaniu i/lub przyjmowaniu oświadczeń woli, to konsekwentnie – czyli zgodnie z literalnym brzmieniem art. 758 § 1 k.c. – należałoby przyjąć, że pojęcie umowy agencyjnej obejmuje umowy zobowiązujące do nieodpłatnego i niestałego zawierania umów. Konstrukcja nieodpłatnej umowy agencyjnej pozostawałaby jednak w sprzeczności z kodeksową koncepcją umowy agencyjnej jako umowy obrotu gospodarczego. Z kolei uznanie, że umowa agencyjna może mieć, w zakresie zobowiązania do zawierania umów, charakter „niestały”, prowadziłoby do nie dających się wytłumaczyć i przez to nieakceptowalnych konsekwencji w zakresie relacji między regulacją umowy agencyjnej a regulacją umowy zlecenia. Po pierwsze, należałoby przyjąć, że przepisy o umowie zlecenia nie mają zastosowania do wszystkich umów, przez które przyjmujący zlecenie zobowiązuje się, „w zakresie działalności swego przedsiębiorstwa”, do zawarcia umowy w imieniu dającego zlecenie przedsiębiorcy. Bardzo wątpliwe jest, aby intencją ustawodawcy nowelizującego przepisy o umowie agencyjnej było tak radykalne ograniczenie zastosowania przepisów o umowie zlecenia. Po drugie, konsekwentnie trzeba byłoby twierdzić, że umowa zobowiązująca do „niestałego” zawierania umów podlega przepisom o umowie agencyjnej, natomiast umowa zobowiązująca jedynie do „niestałego” pośredniczenia – przepisom o umowie zlecenia (art. 750 k.c.), mimo że to ta pierwsza bardziej odpowiada kodeksowej konstrukcji umowy zlecenia (zob. art. 734 § 1 k.c.).
Powyższe względy przemawiają za stanowiskiem, że „zobowiązanie do zawierania umów” w rozumieniu art. 758 § 1 k.c. znaczy coś więcej niż proste zobowiązanie do składania i/lub przyjmowania oświadczeń woli w imieniu dającego zlecenie. Umowa, której przedmiot ogranicza się do tego rodzaju czynności, nie będzie zatem mogła zostać zakwalifikowana jako umowa agencyjna. Na przyjmującym zlecenie musi dodatkowo ciążyć obowiązek podejmowania działań faktycznych poprzedzających zawarcie umowy, a składających się na pojęcie pośredniczenia. Innymi słowy, przyjmujący zlecenie musi być zobowiązany do samodzielnego wyszukiwania klientów, oddziaływania na nich w kierunku zawarcia umowy itd., oraz – w razie powodzenia tych zabiegów – do samodzielnego zawarcia stosownej umowy w imieniu dającego zlecenie.
Dodatkowo można wskazać, że właśnie w ten sposób traktuje przedmiot działalności agenta dyrektywa 86/653/EWG z dnia 18 grudnia 1986 r. w sprawie koordynacji ustawodawstw Państw Członkowskich odnoszących się do przedstawicieli handlowych działających na własny rachunek. Art. 1 ust. 2 dyrektywy, definiujący termin „przedstawiciel/agent handlowy”, w wersji angielskiej i francuskiej stanowi, że przedmiotem zobowiązania agenta może albo negocjowanie (ang. negotiate, fr. négocier) albo negocjowanie i zawieranie umów w imieniu dającego zlecenie (ang. negotiate and conclude, fr. négocier et conclure).
Interpretacja taka przyjmowana jest również na gruncie niemieckich, austriackich czy brytyjskich przepisów regulujących działalność agentów/przedstawicieli handlowych.
W sumie zatem twierdzę, że takie osoby jak Pani Anita nie mogą być uznane za agentów w rozumieniu art. 758 § 1 KC.
Oczywiście Panią Anitę serdecznie pozdrawiam!
Błażej Sarzalski napisał
Mam wrażenie, że sytuacja opisywana w poście jest tylko teoretyczna, rola prokurenta w firmie najczęściej nie polega tylko na składaniu parafek nad umowami, a nawet gdyby przyjmować, że polega, to samo składanie podpisu powinno być poprzedzone analizą umowy i jej warunków (czyli już dodatkowa czynność) – najczęściej wiąże się to z kierowaniem i nadzorem nad działem negocjującym te umowy. Czy wtedy nie możemy mówić o pewnego rodzaju agencji?
Dodatkowo prokurent zwykle ma także inne obowiązki w spółce, np. zarządzanie personelem, wykonywanie analiz gospodarczych, marketingowych, reprezentacja wobec sądów i organów administracji – w konsekwencji, jeżeli jest on „samozatrudniony” to najczęściej będziemy mieć do czynienia albo z umową o świadczenie usług bądź zlecenia, albo z umową mieszaną łączącą w sobie cechy różnych umów: o świadczenie usług, zlecenia, agencyjnej.
dr Dariusz Bucior napisał
Nie uważam, aby każdą sytuację, z którą się nie zetknęło w działalności prawniczej, należało określać mianem teorii.
Poza tym proszę jeszcze raz uważnie przeczytać mój post.
Nie napisałem przecież, że Pani Anita składa jedynie „parafki nad umowami”, lecz że jednym z jej obowiązków (lecz nie jedynym) jest podpisywanie umów zawieranych przez spółkę z klientami. Jest rzeczą oczywistą, że jako Dyrektor Departamentu Zarządzania Kontraktami Pani Anita wykonuje wiele innych czynności związanych z administracją umowami. Jednakże ani ona, ani pracownicy kierowanego przez nią działu, nie zajmują się kontaktami z klientami prowadzącymi do zawarcia umowy, negocjacjami itp. – tym zajmuje się dział sprzedaży (i jest to częsta sytuacja w dużych korporacjach zorganizowanych na modłę zachodnią). Dlatego też w mojej ocenie sama czynność techniczna podpisywania umów nie uzasadnia uznania takiej osoby za agenta w rozumieniu art. 758 § 1 KC.
Gdyby było tak, że Pani Anita nadzoruje dział sprzedaży, to niewykluczone, że można byłoby uznać ją agenta (zob. D. Bucior, Pośredniczenie i zawieranie umów jako przedmiot zobowiązania agenta, Studia Prawnicze KUL 2010, nr 1, s. 21).
To, jakie obowiązki w praktyce nakładane są na prokurentów, zależy od wielu okoliczności, trudno zatem mówić tu o jakimś typowym rozwiązaniu. W spółce, której dotyczy powyższy post, sytuacja wygląda tak, że prokury (łączne) są udzielone dyrektorom różnych departamentów (sprzedaży, windykacji, zarządzania kontraktami) a także CFO, i to nie dlatego, że bez prokury osoby te nie byłyby w stanie wykonywać swoich typowych obowiązków, ale przede wszystkim w tym celu, aby ułatwić funkcjonowanie spółki, w której codziennie trzeba podpisać kilkadziesiąt umów, a członkowie zarządu – obcokrajowcy – „urzędują” za granicą.